Przy Kasztanowej gogolinianie kilka dni wcześniej wygrali co prawda 2-1, ale wiadomym było, że oleśnianie przed własną publicznością będą zdecydowanie groźniejsi. Przemawiały za tym choćby statystyki sezonu zasadniczego, z których wynikało że OKS nie przegrał żadnego z piętnastu domowych spotkań, notując przy tym dwanaście zwycięstw i trzy remisy. Własne boisko było również atutem środowego starcia z Gogolinem. Jednobramkową stratę gospodarze zdołali odrobić już do przerwy, a stało się to w 37.minucie za sprawą Dominika Flaka. Po godzinie gry miejscowi mieli już przewagę dwóch trafień, bo między słupki bramki strzeżonej przez Dawida Stascha celnie przymierzył Michał Bienias. Kiedy w 85.minucie na 3-0 podwyższył Jakub Olszok było praktycznie „po herbacie”. Co prawda w doliczonym czasie gry na listę strzelców w szeregach gogolinian wpisał się dopiero co wprowadzony Natan Gruszka, ale odpowiedź przeciwnika była niemal natychmiastowa i Oliver Kalus „zamknął mecz” golem na 4-1. Kibice, którzy po brzegi wypełnili trybuny stadionu w Oleśnie mogli więc świętować, po dwóch latach „banicji” powrót swoich pupili w szeregi czwartoligowców.
Zanim skomentujesz przeczytaj całość w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 24 czerwca - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze