Nowy, unijny porządek prawny, który od 1 stycznia bieżącego roku nakazuje Polakom selektywną zbiórkę odpadów tekstylnych, przynosi pierwsze, bolesne konsekwencje. Jedną z nich jest zniknięcie z krajobrazu miast i miasteczek dobrze znanych, czerwonych kontenerów Polskiego Czerwonego Krzyża. Decyzja firmy Wtórpol – operatora logistycznego zbiórek – o wypowiedzeniu umowy z PCK, postawiła pod znakiem zapytania przyszłość jednego z najprostszych i najskuteczniejszych mechanizmów społecznej i ekologicznej pomocy.
Ofiara nowych przepisów
Powód? Wtórpol wskazuje, że nowe prawo, mające usprawnić gospodarkę odpadami, w praktyce pogorszyło jakość zbieranej odzieży i drastycznie podniosło koszty jej utylizacji. W lipcu firma wycofała się ze współpracy, a PCK musiał ogłosić zakończenie zbiórki.
„Rozpoczęła się już zwózka pojemników, a proces ten będzie kontynuowany w najbliższym czasie” – informowała organizacja.
Dla PCK to nie tylko utrata wizerunkowego symbolu, ale przede wszystkim „istotnego źródła finansowania programów pomocowych”. Dochód ze sprzedaży nadającej się do ponownego użycia odzieży zasilał liczne akcje charytatywne. Ubrania, które nie trafiały do komercyjnego obiegu, wspierały osoby w trudnej sytuacji życiowej, ograniczając ich wykluczenie materialne. Jednocześnie system ten miał wymiar ekologiczny – odciążał wysypiska śmieci i promował gospodarkę o obiegu zamkniętym.
Skala problemu uwidoczniła się natychmiast w gminach takich jak Krapkowice. Przypomnijmy, że 29 sierpnia z przestrzeni publicznej w Otmęcie zniknęły kontenery stojące nieopodal hali sportowej. Miejsce, które jeszcze niedawno służyło do legalnego i pożytecznego pozbywania się niechcianych ubrań, stało się zarazem… dzikim wysypiskiem. Mieszkańcy znosili i zostawiali w pobliżu przepełnionych pojemników worki z odzieżą, tekstyliami i inne śmieci. Kontenery jednak jak już wspomnieliśmy zniknęły, a wraz z nimi znoszone tam śmieci. Problem jednak pozostał, bo sygnały od mieszkańców są jednoznaczne. „Gdzie mamy teraz oddawać zużyte tekstylia?” – pytają. W mediach społecznościowych i na forach internetowych pojawiły się głosy frustracji.
„Pojechałam na PSZOK w Krapkowicach, bo w Otmęcie było zamknięte. Miałam stare koce, poduszki, jakieś poszewki. Niestety odbiłam się od bramy” – relacjonowała jedna z mieszkanek. Inni potwierdzali: „Prawda, zamknięte na cztery spusty”. Kartka na drzwiach punktu informowała, że powodem zamknięcia jest… brak miejsca na odpady. Nagle okazało się, że jedyna oficjalna droga utylizacji tekstyliów w gminie – czyli Punkt Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych (PSZOK) – był niewydolny lub niedostępny.
Zanim skomentujesz przeczytaj całość w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 14 października - E-WYDANIE dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze